W latach osiemdziesiątych i wczesnych dziewięćdziesiątych pracowałam w Katedrze Rozrodu Zwierząt SGGW AR w Warszawie. Dawno. Głównym schorzeniem jakie gnębiło wówczas psy był weneryczny guz Stickera. Psy i suczki zarażały się podczas kontaktów seksualnych, bo nikt nie myślał o ich kastracji dopóki nie było wskazań zdrowotnych. Zapalenia błony śluzowej macicy (ropomacicze) zdarzały się incydentalnie, tak samo jak nowotwory gruczołu mlekowego. Wówczas ludzie też dość rzadko mieli kłopoty z płodnością.
Mijały lata. Cały świat zaczął stosować hormonalne terapie zastępcze, czy hormonalną antykoncepcję. Hormony stosowano w leczeniu chorób endokrynologicznych, hormony i substancje hormono-podobne dodawano do pasz dla zwierząt z hodowli wielkoprzemysłowych, jak również wykorzystywano w uprawach roślin. Wszystko to gromadziło się w wodach, glebie i roślinach całej planety. Dziś wszyscy, od urodzenia, a nawet wcześniej jesteśmy bombardowani hormonalnym gradem.
Psy i koty żyją krócej i "szybciej" niż ludzie, to dlatego znacznie wcześniej zaczynają wykazywać zaburzenia hormonalne. Bywa, że młodziutkie suczki i kotki, które dopiero rozpoczynają dorosłość mają dolegliwości ze strony układu rozrodczego kończące się zapaleniem błony śluzowej macicy, cystami na jajnikach, a nawet chorobą nowotworową. Równie częste są zaburzenia w zachowaniu, nadmierna lękliwość, czy wrażliwość na bodźce. U psów z kolei, albo brak zainteresowania seksem, albo nadpobudliwość na tym tle, utrudniają im życie. Opiekunom też.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.